Czuje co raz większy nacisk, że mam porzucić wiązanie Benka, bo źle się w chuście układa. Ma asymetrię ogromną, która doprowadziła do skrzywienia kręgosłupa, zniekształcenia żebra i garba na plecach. Jednak czy w wózku naprawdę byłby lepiej ułożony? Przecież widzę, że tak nie jest.

Odkąd Benio wrócił ze szpitala (krwotok do mózgu) mam trochę opory przed wiązaniem go. Wiem, że nie dociągam go dobrze. Jest coraz gorzej, bo jest rocznym dzieckiem, które nawet głowy nie trzyma. Męczę się będąc z nim na spacerze na chuście. A przecież pozostała dwójka niemal wózka na oczy nie widziała. Dziś zamiast szukać nowego swetra na zimę dla dwojga rzuciłam się na promocje rękawic do wózka. Kiedyś mówiłam, że nigdy nie będę dzieci słoiczkami karmić, dziś nie wyobrażam sobie ugotować czegoś dziecku. Kiedyś mówiłam, że wózek to męczarnia dziś jednak chyba wolę wózek. Jestem przerażona sama sobą, ale wiem, że w RB chodzi przecież o coś innego... A jednak chciałabym wrócić do starego sposobu macierzyństwa, które dobrze znam. Bo to dla nas chyba ostatnie chwile w chuście...

Reasumując, bo trochę popłynęłam - wybaczcie .

Czy powyższe kłopoty serio dyskwalifikują nas?
Jeśli nie czy ktoś z okolic Kato jako doradca może do nas podjechać na wspólne naprawienie błędów?