Karolka, nie przejmuj sie! U mnie bylo odwrotnie w sytuacjach koscielnych. Jechalam z noworodkiem w wozku, ale moj synek z tych, co to wozka nie cierpia i tylko stanelismy pod kosciolem ( a bylo to w lecie, wiec mnostwo ludzi na zewnatrz ),juz byl okropny placz. Wiec ja wyjmowalam synka z wozka , wiazalam go w kangurka (wyobraz sobie, ja-poczatkujaca wiazaczka, liczne audytorium, WSZYSCY sie na mnie patrzyli, ale, o dziwo kangurek wychodzil mi wedy idealnie i w mgnieniu oka, wygladalo, jakbym wiazala go od wiekow, wszystko przez towarzyszacy temu stres ). Po chwili dziecko grzecznie spalo! Widzialam podziw w oczach ludzi, a zwlaszcza wozkowych mam!