A mnie dzis naszla refleksja: im wiecej nosze tym jestem bardziej wyrozumiala dla wisiadel i innych tego typu wynalazkow...a wiecie czemu?
Dzisiaj byla adaptacja w przedszkolu starszego, dwie godziny. Mlodszy przez caly czas w chuscie, polowa rodzicow patrzy na mnie z niesmiakiem, druga podchodzi (kazdy dotyka mlodego i glaszcze po pleckach) i pyta sie co to, jak to. Jedna pani chce mi nawet zdjecie zrobic. I po jakims czasie zaczynaja podchodzic smielej do mnie dwie kobiety. Jedna mowi: wie pani, ja mialam chuste, ale nie potrafilam sie nauczyc wiazac, teraz jak patrze na pania to zaluje (i autentycznie smutno sie jej zrobilo). Druga konieta zas pyta: a nie boli pani kregoslup? Bo ja mialam nosidlo i koszmarnie od niego plecy bolaly. No to dopytuje jakie to, dowiedzialam sie tylko, ze "dobre"..ale wykumalam, ze to wisiadlo jednak bylo.
I tak sobie mysle od tego czasu - 2 na 11 rodzicow chcialo nosic dzieci, ale nie potrafilo/nie mialo warunkow...i co najwazniejsze nikt im nie pomogl. Moze w grupie bylo wiecej takich rodzicow?
Przy pierwszym dziecku nie pozwalam nikomu podejsc jak nosilam w chuscie..ale teraz im dluzej motam mlodszego tym wieksza zlewe mam na to. No bo co? Po lapach dam? Moze jak ludzie podotykaja/pomacaja to sie bardziej do noszenia przekonaja? (O dzizus jaki rym).
Ale kontynuujac, wydaje mi sie ze wiedza na temat noszenia jest moze za malo powszechna? 3 lata temu sama bylam bliska kupieia baby bjorna...tylko dlatego, ze kocham google i ze znalazlam to forum, przepadlam w chustach i nosidlach. Ale w 99% przypadkach ludziom sie pewnie nie chce, nie maja czasu, w gazetach i w filmach sa wszedzie same wisiadla. W rossmanie nawet mozna dostac.
Zmienilam troche myslenie o tych co nosza w wisiadlach, ci ludzie nie chca zle dla swoich dzieci, oni po prostu nie maja wiedzy...