Pasja, to trzy heretyczki Tylko ja jeszcze jestem na troszkę wcześniejszym etapie, tzn. właśnie za niedługo dostanę mój pierwszy MT. Młody już prawie siedzi, jeszcze chwilę, i będę mogła go w ten MT włożyć. I wtedy, obawiam się, będzie to samo co u ciebie... Jakieś 2 miesiące temu miałam kulminację etapu buntu i oporu przeciw czasowi i wysiłkowi wkładanemu w wiązanie długiej chusty. Teraz mnie znów trafia, bo z plecaczkiem to muszę się naszarpać żeby młodego zamotać, młody się odgina, ja się męczę, a potem i tak mam luzy... I z jednej strony nie moge się doczekać tego MT, żeby tak już wreszcie móc mieć to miłe i utylitarne noszenie, bo przecież o bliskość chodzi, a nie o sztukę dla sztuki... A z drugiej, właśnie sprzedałam swoją Toskanię, i tak mi jakoś trochę żal... Kurczę, myślałam, że nie jestem typem który się przywiązuje do szmatek, chomikiem nigdy nie byłam, czego nie używam to się pozbywam, a tu zasadzkaZamieszczone przez pasja
Po namyśle stwierdzam, że to chyba jest żal na tle przemijania jako takiego, a nie na tle rozstania z chustą. Bo dopiero co Bąbel był taki malutki, wydawało się że jescze dłuuugo tego noszenia, a tu już myk i pół roku, i jak czytam takie posty jak twoje to uświadamiam sobie, że za chwilę już będzie chodził i koniec tematu chust nastąpi A noszenie jest takie fajne