Czegoś takiego chyba nie ma, a może powinno..?
Mój bączek ma rok i 2 miesiące. Od całkiem malutkiego co dzień choć trochę trzymałam go bez pieluchy i gdy coś robił, to to nazywałam. Mówiłam "sii" albo "ee" i tak mówię do teraz. gdy miał około 7 miesięcy okazało się, że poproszony nasiusia. Z kupką - słyszę jak zaczyna stękać i wtedy go sadzam. Różnie to teraz bywa. Miał z 2 tyg buntu gdy nie chciał widzieć nocnika ani sedesu, często sadzam go co 3 minuty a On 3 godz nie robi... w końcu zwiewa na podłogę i tam leje. Jak ma pieluchę to w nią robi i wcale mu chyba mokra nie przeszkadza, bo chcę zdjąć to jeszcze się buntuje... Zamówiłam gatki zakładane, nie zapinane bo ta procedura rozpinania i zapinania przy każdym wysadzaniu jest upierdliwa i wysadzam rzadziej, niż zakładałam sobie. Ale powiedziałam znajomej, która ma dwójkę dzieci i Ona mówi "próbuj sobie, próbuj, ale i tak się przekonasz ze niczego nie przyśpieszysz. Około 2 urodzin sam zacznie dawać znać." To samo słyszałam od bratowej.
I jak to jest? Co nam daje wysadzanie na nocnik dziecka które jeszcze nie woła siii?
Albo inaczej: dzieci rozwijają się różnie, więc po czym poznać że jest gotowe do odpieluchowania? Czy Wam wczesne wysadzanie pomogło szybciej odpieluchować? Co jeszcze się sprawdziło? Grający nocnik, bajeczki o nocniku? Jak ubierałyście dzieci w tym czasie, jakie pieluchy?
Że nie spinać się z tym, że nic na siłę, że nie zrazić dziecka do nocnika to jasne, na szczęście mój po krótkim buncie siada ładnie
Kto chce podzielić się doświadczeniem?