Niedługo wracam do pracy. Zgodziłam się dzisiaj na spacer dziabąga w spacerówce. Do tej pory tylko i wyłącznie transportowaliśmy się w chuście. Do spacerówki zaczęłam wsadzać małego jakieś 2 tyg temu - na karmienie - żeby się z nią oswoił. Pojechaliśmy jakiś czas temu z moimi rodzicami do babci na wieś. Mama koniecznie chciała spacerówkę w terenie wypróbować. Po 10 minutach ryk na całą wieś (nie muszę pisać jak mnie to ucieszyło ). A dziś teściowa na spacer postanowiła małego wziąć i mały nawet nie pisnął. Bawił się grzechotką, rozglądał się wokół. Teściowa uradowana tym faktem zaraz zaczęła argumentami na rzecz wózka sypać, że dziecko wreszcie może nóżkami i rączkami machać, że wszystko widzi (a w chuście to co niby), że nie jest mu gorąco (no może z tym się zgodzę), etc. Szczerze to byłam zszokowana brakiem protestów ze strony syna mojego, na które podświadomie czekałam . Z jednej strony fajnie, bo jak wrócę do pracy to teściowa będzie bez problemu z dzieciem na spacery chodziła, ale z drugiej jakoś mi żal i chyba boję się, że się od chusty odzwyczai . Powiedzcie proszę, że nie mam się o co martwić