Walkujemy muminki i coraz mi smutniej, i nie powinnam tego czytac corce. Wprawdzie jeszcze nie zrozumie, ale te stereotypy... .
Mama muminka, trzyma ta cala zgraje razem, caly czas cos robi dla innych, karmi wspiera, organizuje.... ale nikt jej nie zuwaza, tak naprawde. Nie ma przygod, jej glos ogranicza sie od popeirania syna i ojca. Sedno jej zycia to trawnie przy mezu, a on co chwile znika - zostawia cala rodzine i ma w d, bo taka ma ochote i potrzebe, a ona czeka cierpliwie, z usmiechem na ustach. On sche na lodke i znika, bez slowa. On chce na wyspe, wiec przeprowadza cala rodzine. Mama munika traci wszystko co daje jej sabilizacje, daje wytchnienie i to co lubi chocby kwiaty, bo wyspa jest skalista. Ucieka wiec w wyimaginowany swiat wymalowany na scianie i dopiero wtedy gdy znika zauwazaja jej brak. Tatus jedyne co ma do powiedzenia to to , ze jest przyzwyczjony widziec ja w kuchni czekajaca na niego. Nawet szukajac jej tylko o swoich emocjach i potrzebach i nic w nim sie nie zmienia. Tylko w Mamie, choc to on chcial zmian i zostaje nadal takim samymym bucem jakim byl.
I jeszcze to pierwsze opowiadanie, gdzie Mama wraz z Muminkiem szuka Tatusia, a kiedy go znajduje, to on tak bez entuzjazmu ja przyjmuje - jesli chcesz to mozesz u mnie zamieszkac, a ona sie godzi na to i na to wszystko co teraz i potem, a potem wclae nie jest lepiej.
Cyz to kwestia bcia matka, zeby dostrzec to opowiadaniach o muminkach?
No i jakos mi za kazdym razem smutno.
I jeszcze - wszystkie ONE to jakies takie stukniete, a ONI to tacy sensowni i zabawni. Szkoda, bo lubie muminki. O ironio, wlasnie przez to , ze takie prawdziwe.