A my (Nieforumowa Koleżanka Ma, jej córa Zosia, Kajetan i ja) dziś eksplorowaliśmy park polecony przez IzęBK.
Dotarliśmy.
Ludzkość w parku wózkowa oraz raczej szarawa.
My w naszych czerwonych leosiach, więc w szaro-zielono-wózkowym parku widoczne.
Siedzimy na ławeczce, dzieci śpią w chustach, my rozmawiamy o tym, że nie umiemy się przełamać i zacząć używać takich tradycyjnych śpiochów zapinanych na ramionach i rajstop.
Podchodzi Pani. Starsza. (też nie-szara, bo w czerwonej kurtce) Nie miała szansy słyszeć naszej rozmowy, ale:
Patrzy na nas i rzecze:
teraz to tak fajnie macie, my to mieliśmy tak ciężko. (my przez cały czas, kiedy nie mówiłyśmy - się uśmiechałyśmy i kiwałyśmy głowami)
Trzeba było pończochy przerabiać dla dzieci i ze stanikami zszywać (?????), żeby nie pomarzły. Teraz to takie fajne ubranka są, te śpiochy to takie rewelacyjne i te rajstopki takie maleńkie. (w duchu sikamy ze śmiechu, ale na zewnątrz ino kiwamy i się uśmiechamy).
I te szelki, co macie na dzieci takie fajne, my to w chustach musiałyśmy nosić.
My (chórem): ale to są chusty!
PS:
Taaaaaak? Ato my miałyśmy inne, jakoś tak się nosiło pod pachą bardziej i trzeba było trzymać. No, ale teraz to te pieluchy jaka wygoda. Raz-dwa i już po wszystkim! Ja to musiałam mieć sześćdziesiąt!
ja: no... ja też mam sześćdziesiąt.
PS:
Taaaaak? A. (Pani Starsza jednak nieco zmieszana)
No, to miłego dnia.
boszszsz... jak się śmiałyśmy....
a potem musiałyśmy karmić, przewijać maluchy na pochyłej ławce (był cyrk) i motać się od nowa. Widownię miałyśmy pokaźną.
ale żadnych nieprzyjemnych komentarzy nie usłyszałyśmy
, a nawet podszedł do nas Pan, przedstawił się nam jako radny, zapytał jak znajdujemy nową fontannę i zaprosił na imprezkę w niedzielę!