Faktycznie, jak się ma dużo miejsca, np pralnię w domu, to pralkosuszarka nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem - cykl suszenia ma mniejszą ładowność niż prania i podobno z osobnej suszarki rzeczy są mniej wymiętolone. Ale w mieszkaniu? Mamy 46 m2, w znacznej części wypełnione regałami z książkami, bez balkonu, bez strychu, bez możliwości wysuszenia na podwórku (zresztą to jakieś takie...). Po ostatecznym zgonie poprzedniej pralki kilka miesięcy temu kupiliśmy - po wielu przemyśleniach - pralkosuszarkę. Zajmuje tyle samo miejsca, co pralka, suszę pościel i ręczniki (wreszcie można wziąć prysznic bez plątania się w długim praniu nad wanną), majtki, skarpetki i bawełniane ciuszki Gałgana (koniec wieszania tuzinów drobiazgów!) i wkładki z pieluch - schną błyskawicznie, machina sama skraca program, jeśli są wcześniej suche. I jakoś mam wrażenie, że jest to i tak bardziej "zielone" niż powtórne pranie "zaśmiardłych", niedosuszonych rzeczy, albo dogrzewanie łazienki elektrycznym grzejnikiem całą noc (bo pranie...). Więc bardziej na temat - wieczorem nastawiam pieluchy, po godzinie wyciągam i wieszam (nad pralkosuszarką, bo cieplej) kieszonki, wstawiam suszenie wkładek - jak wyschną kieszonki (max kilka godzin), mogę zakładać, bo wkładki (i wielorazowe chusteczki , myjki, itp) już dawno suche. A ile radochy mają śpiące na ustrojstwie koty
