Witaj
Nie wiem dokładnie jaka jest natura życia, zastanawiałam się wielokrotnie jak postąpiłabym gdybym żyła 50 tys lat temu - czyli tak jak pierwotnie jesteśmy skonstruowani. Obserwowałam ostatnio naczelne w ogrodzie zoologicznym. Dało mi to sporo luzu
Natomiast wybrałam styl zgodny ze mną. Nie nosiłam cały czas, tylko wtedy kiedy było mi i Małemu to potrzebne. Od początku bardzo dużo czasu spędzaliśmy z Małym w kontakcie fizycznym (karmienie, noszenie) ale sporo czasu (w miarę upływu tygodni coraz więcej) spędzał na kocu na podłodze, bawiąc się sam ze sobą i po troszku osiągając coraz większą samodzielność w raczkowaniu, przewracaniu się na brzuszek, siadaniu. Zawsze w zasięgu ręki, wzroku, nie zawsze w chuście.
Opór społeczny i presja otoczenia - owszem, były i są. Na szczęście nie jestem uzależniona od pomocy "oporujących", nie mieszkamy z rodzicami/teściami więc słucham co mówią i stosuję ich rady albo nie. Trudny był czas rozszerzania diety, jeszcze trudniejszy - czas kiedy Otoczenie uważało że
powinnam już rozszerzać, dopajać, dawać kaszki, odkładać do zaśnięcia itp. Ale wiedziałam że robię dobrze i że to dziecko mam raz w życiu. Jeśli teraz zrobię coś niezgodnie z moją wiedzą i intuicją to potem nie będę miała tego jak odkręcić - czas minie, pozostanie żal do otoczenia ("czemu mi kazałaś odstawić tak wcześnie") i samej siebie ("czemu posłuchałam").
Na razie okazuje się że mam rację
Mały się nie odwodnił bez dopajania, nie zagłodził bez kaszek, umie chodzić mimo noszenia w chuście, nie jest rozpieszczony mimo karmienia na żądanie i wspólnego spania. Ale nie jestem wszechwiedząca, nie wszystko jest moją zasługą i na pewno dużą rolę gra tu fajny charakter Małego i wielkie wsparcie mojego M.
Życzę dużo siły i spokoju ducha