Chodzi o to, ze to nie "nasza" rzeczywistosc jest pokazana jako zla, ale rzeczywistosc Harry'ego - jest okropnie traktowany przez wujka i ciotke, traktowany jak popychadlo, glodzony, spi pod schodami. I tak, dla niego szkola magii to w tym momencie wybawienie (to, ze to szkola magii ma tu drugorzedne znaczenie, rownie dobrze moglaby to byc jakakolwiek szkola z internatem albo nagle odnaleziony wujek, ktory zabiera go do swojego domu nad morzem i tam Harry przezywa niesamowite przygody). Z czasem jednak Harry przekonuje sie, ze w tym magicznym swiecie wcale nie jest pieknie i rozowo i ze magia nie jest panaceum na wszystkie problemy. A najwazniejszym przeslaniem ksiazki jest to,
ze milosc jest silniejsza od smierci (czego Voldemort nie rozumie). I to jest obraz lub przeslanie, ktore jak najbardziej chce wpoic moim dzieciom i sama sie nim karmic.