więc...
to był wyjątkowy tydzień. pierwszy raz stanęłam twarzą w twarz z tak zmultiplikowanym czytelnikiem. spodziewałam się (po)ruszenia, ale nie na taką skalę. dziękuję.
czytałam uważnie wszystkie posty. komplementujące i krytyczne. nie będę Wam tu robić rozbioru logiczno-gramatycznego tekstu ani serwować odautorskiej interpretacji. Ci z Was którzy znaleźli w reportażu treści, które w nim z premedytacją zaszyłam, nie muszą być po tekście oprowadzani. podobnie jak Ci, którzy znaleźli w nim coś zgoła innego.
mój tekst nie powstał po to aby kogokolwiek uszczęśliwić (choć miło mi, że przez niektórych z Was został odebrany jako prezent), ani po to aby cokolwiek propagować. powstał po to by opowiedzieć o pewnym zjawisku. nie można być dziennikarzem i PR-owcem jednocześnie, dlatego choć sama jestem chustomamą (a bywam również Matką od Chust), pracując nad tym tekstem, pilnowałam się, aby chustomatka we mnie nie zdominowała dziennikarki. ta druga nieraz musiała pierwszej zakładać Szmatę na łeb.
kilka dni przed publikacją jedna z Was dostała ten tekst do przeczytania i odpisała mi: spoko, nie musisz się stąd ewakuować w trybie natychmiastowym. ucieszyło mnie to, bo mam zamiar jeszcze tu trochę posiedzieć