Zamieszczone przez
Flotka
Ale przecież w życiu każdego człowieka (dziecka) następuje taki etap, kiedy musi ono wiedzę zdobytą w kontakcie z rodzicem skonfrontować z innymi źródłami. Rozumiem, że słowo "pierdoła" ma dla niego pierwotnie konotację pozytywną, ale w pewnym momencie - na podstawie innych źródeł - zorientuje się, że OBIEKTYWNIE jest to słowo niosące negatywny ładunek emocjonalny, jest to słowo obraźliwe. Jak wtedy będzie się czuło?
To nie jest kwestia: znam swoje dziecko, czy go nie znam? kocham, czy nie kocham? Stawiam pytanie o to: jak będzie się czuło dziecko, kiedy ZROZUMIE, że to, co brało za pieszczotliwy zwrot jest według kryteriów obiektywnych obraźliwe?
ja mam chodzącą odpowiedź na to pytanie w domu - moje większe dziecko, czyli trzydziestokilkuletni, wykształcony dość znacznie mąż rozumie, że słowo "cholera" może być obraźliwe. a jednak, kiedy jego mama zwraca się tak do niego (teściowa ma obok cholery do swojego jedynego dziecka, oczka w glowie zrwaca sie vel syneczku, kochanie, skarbie itp), bynajmniej nie czuje, że slowo to badz tez osoba je wypowiadajaca ma na celu go obrazic. o pozytywnych konotacjach slowa cholera w jego umysle swiadczy chociazby fakt, ze kiedy chce do mnie badz do naszego czteromiesiecznego synka powiedziec cos baaardzp pieszczotliwie, uzywa wlasnie slowa cholera. i bynajmniej maz moj nie jest osoba, ktora ma problemy z wyrazaniem uczuc czy tez z wlasna tozsamoscia emocjonalna i na kozetke psychoanalityka sie nie kwalifikuje, choc slowo cholera pod jego adresem wypowiadane bylo odkad sie urodzil - zawsze z wielka czuloscia (jak znam tesciowa, nigdy nie wypowiedzialaby tego slowa pod jego adresem inaczej, a ich relacja przepelniona jest wzajemna miloscia i szacunkiem)
podsumowujac: dzieci wychowane w rodzinach pelnych milosci, gdzie rozpieszcza sie je emocjonalnie WIEDZA, ze nawet slowa powszechnie uznawane za obrazliwe moga miec czule zabarwienie, jesli wypowiada sie je tak, aby osoba, do ktorej sa adresowane odczuwala, jaki jest ich ladunek emocjonalny. dzieci wychowane w takich rodzinach nie tylko lepiej sie rozwijaja, ale takze z reguly nie maja problemow z samoakceptacja i nie oceniaja swojej wartosci na podstawie tego, co mysla o nich inni. dzieci takie sa na tyle bystre, by wiedziec, ze pieszczotliwa "cholera" rozni sie od obrazliwej "cholery", a jesli kochajacy rodzic widzi, ze jego dziecko ma problemy z takim rozroznieniem, jest to dla niego znak, ze dziecko ma na jakims polu problemy i ze trzeba je znalezc i sie z nimi uporac - bo nie sadze, aby "cholera" sama w sobie problemem u dzieci bez wiekszych problemow emocjonalnych byla