Witam, jak już może niektóre z Was przeczytały, jestem w zasadzie chustową debiutantką, ponieważ nieudany epizod z dziwnym ustrojstwem, które zakupiłam przy Córci, trudno nazwać wiązaniem... Teraz mam Syncia już niemalże sześciotygodniowego, który chimerycznie zasypia, raz bardzo dobrze, raz koszmarnie, a że Aliki jeszcze całkiem malutka, to nie mogę sobie pozwolić na godzinne sesje przy Jego łóżeczku. W tej sytuacji (i nie tylko w tej, bo spacery też planuję w chuście odbywać) zakup mojej Nati był oczywisty.
I teraz moje pytanie; ja wg mojej miejscowej guru chustowej, instruktorki Ali, nie jestem tak tragiczna w wiązaniu kangurka, którego na razie używamy. Dociągam podobno jak na debiutantkę całkiem nieźle. Pio do chusty ubieram leciuteńko. Na śpiewanie i tańczenie, by Młodego wyluzować, jakoś nie widzę większej potrzeby, bo ledwo On poczuje, ze to właśnie to- chusta- zaczyna wydzierać się niemiłosiernie i wić...Wiązanie to koszmar, tak się pręży i odpycha, no i żal mi Stwora, że tak strasznie przy tym się stresuje...
I tu moje pytanie- czy Wasze Dzieci tez tak miały (mają?)? Czy to mija? Czy są może Maluszki, które nigdy nie polubią chusty?!... Mój raczej uspokaja się utulony przy mnie blisko, więc zakładam, ze bliskość wstrętna Mu nie jest...
Z góry dzięki za pomoc, bo nieco zdołowana jestem...