No i ja (jako przedstawicielka konfliktu pokoleń ) też się podpisuję. U mnie na szczęście problemu dłuższego pobytu nie było, bo rodzice mieszkają przy sąsiedniej ulicy - idziemy do nich kiedy mamy ochotę, jak nam się coś nie podoba, wychodzimy wcześniej. Jak trzeba to się nawet odszczekamy, kiedy mama po raz kolejny wie lepiej, że ja krzywdzę własne dziecko - a wszystko to bez szkody dla dziecka i jego nerwów. Bo o własnych to nie ma co wspominać
Dziś mnie i Lenę rodzice samochodem podrzucali od mojej babci - opowiadam im, że byłam u dentysty godzinę, a babcia w tym czasie super sobie dała radę z Leną (trochę się bałam, bo babcia już sporo po 70-tce i z cierpliwością u niej różnie), bo Lena w wózeczku spała albo się śmiała tylko - na co mój tato (w którym BYŁAM PEWNA, że mam oparcie co do chusty): "No właśnie, czyli tak jak trzeba - w wózeczku". Bach!!

Ale na pocieszenie usłyszałam dziś od małża - po raz pierwszy w ogóle - (skoro rodzice nas podwieźli, to wózek u babci został, bo to duuuuży powóz jest) że on za wózkiem nie tęskni bo woli Lenę w mejtaju nosić, bo to o niebo fajniejsze dziecia przytulać niż telepać No aż się rozpłynęłam