Nati doszła! Zazwyczaj listonoszowi w negliżu nie otwieram, ale tym razem musiał zamiast wrzucenia awizo pooglądać mój szlafrok. Nie mogłam się oprzeć. Gnom nie spał, więc ubrałam się, udrapowałam na sobie z drżącym sercem chustę na koalę, czekając na dziki protest mojego dwumiesięcznego poniekąd niebiańsko grzecznego i cierpliwego dziecka. A ono... Pokręciło łepkiem, majtnęło nóżkami, wyrzygało się, wlepiło w mamusię mądre ślepka i po chwili... zasnęło na godzinę. Po godzinie stwierdziłam, że wisi tak jakoś i chyba trochę krzywo sobie wisi, więc wrzuciłam do łóżeczka. Oczka się otworzyły popatrzyły z wyrzutem, ale byłam bezlitosna. Jak wypiorę i poćwiczę to ponoszę dłużej. Krzywo to sobie krawat można wiązać, a nie dziecko przecież. Rośnie mały chuścioszek. W czwartek w Św. Annie o której startujecie? Nie mogę się doczekać