Nosimy się z bączkiem jakieś dwa miesiące,mój pan i władca był obojętny na moje motanki,czasem nawet pomagał w dociąganiu. Potem mały miał ciężki okres,wtedy mąz docenił dobrodziejstwo szmatowe i sam mi mówił"weź go zaplącz to się uspokoi." Obiecał,że da mi nawet kasę na pożyczonego mietka w którym się obecnie nosimy. I co?Nagle mu coś odbiło.Byliśmy wczoraj u mojej kuzynki-fotograficy,robiliśmy zdjęcia do jesiennej sesji.Wszystko super,pięknie,ale z tego wszystkiego złapało mnie jakieś przeziębienie-pozowaliśmy bez kurtek.Mały coć pokaszluje-złapał ode mnie,ale nic poza tym,a mąż do mnie z tekstem: "to przez to,że nosisz go w chuście,zmarzł i teraz choruje" No nie da sobie przetłumaczyć,a sam się zamotać nie pozwoli-wtedy by może poczuł jak w chuście grzeje... Nie mam już słów,ale motamy się dalej