To sie jeszcze kilka razy moze zmienic
Moja corka w sumie wcale tak znowu nie spala z nami, ale mam wrazenie, ze czula sie na tyle bezpiecznie, ze np wzbudzala sensacje w zlobku, jak ja oddawalam pierwszy raz, bo w ogole nie plakala. Na drugi dzien tylko troszke. Tzn. ufala, ze jezeli ja cos z nia robie (oddaje w rece obcej pani), to tak jest ok. i niczym jej nie zagraza.
Wlasnie niepotrzebnie ja "cwiczylam" przez pewien okres z tym samodzielnym spaniem, jak miala tak ponad rok, bo jak tylko nauczyla sie wychodzic z lozeczka, to po prostu przychodzila do nas do lozka i nietrudno bylo zgadnac, ze przychodzi, bo POTRZEBUJE. Nie mam pojecia, czego mialoby dowodzic odprowadzanie jej z powrotem i wmawianie, ze sie myli, bo wcale NIE POTRZEBUJE naszej (glownie mojej) obecnosci akurat w tej chwili. Noz to przeciez jest robienie wody z mozgu i zasiewanie watpliwsci. W koncu dziecko na prawde samo juz nie rozumie, jak przekazac komunikat, zeby byl wlasciwie odebrany. Te wedrowki nie zdarzaly sie kazdej nocy, a za to w dzien byla bardzo samodzielna i potrafila sie bawic sama.
No i wlasnie, mysle, ze to samo, co ze wspolnym spaniem (wcale niekoniecznie codziennym i obowiazkowym) jest z chustowaniem - wlasciwa dla danego dziecka dawka bliskosci, jest jak akumulator, pozwala na skupienie calej dostepnej uwagi wtedy, kiedy trzeba, na otaczajacy swiat, a nie dzielenie uwagi na swiat i obawe, ze mama zniknie (bo odmowila siebie w nocy, nie ma sily nosic na rekach w dzien, ciekawe, co wymysli jeszcze, zeby siebie dawkowac....).