Tydzień temy na spotkaniu Klubu Kangura na Polach Mokotowskich, wytłumaczono mi łopatologicznie jak i co, ale jakoś ciężko-przyswajalny materiał jestem.
Moja córka jak dotychczas sceptyczna. Wiążę ją każdego dnia na kilka minut, celem przyzwyczajenia, ale chyba jednak nie jest jej zbyt wygodnie
Wczoraj pierwszy raz odważyłam się wyjść na ulicę i wytrzymała około 30 minut. Zaczęła się strasznie wiercić, prostować nogi i nie dało rady dłużej nosić. Może to upał, a może to kwestia gniotowatego wiązania
Po kilku dniach ćwiczeń, mam takie spostrzerzenia:
- bolą mnie ramiona
- Zośka prostuje nogi
- nie podoba mi się to, że po wyjęciu z wiązania ma w okolicy kolan mocno odciśnięty materiał
- przyjmuję jakąś dziwną, niewygodną pozycję - dla przeciwwagi wypinam swój tyłek, pochylając się do przodu.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale może będą widoczne na zdjęciu.
Rąk nie da sobie schować, za Chiny Ludowe.