Ostatnio pełna nadziei wybrałam się z moim młodzieńcem na spacer w chustoMT. W domu nie ma problemu z noszeniem - mogę zrobić z nim wszystko, krótsze spacery również były udane. Kolejna trasa-trochę dłuższa. I tu zaczął się problem. Związałam młodego ciut za lekko,więc na mieście poprawiłam wiązanie. Po 10 minutach mały wpadł w szał,w ogóle nie chciał siedzieć. Ludzie patrzyli na mnie jak na morderczynię, gadali coś o męczeniu dzieci, a ja nie chciałam tłumaczyć się,że:
a) to dopiero początki i jeszcze nie jestem wprawiona
b) nigdy wcześniej niebyło takich protestów
Głupio mi było,do domu wróciliśmy autobusem i jakoś odechciało mi się na razie nosić....
Wszędzie patrzą na mnie jak na dziwologą!Ja tam się w ogóle nie przejmuje,ale dlaczego kurczaczki ludzie nie patrzą krzywym okiem na dzieci płaczące w wózkach,a jak płaczą w chuście to zaraz jakieś komenatrze???
Eh...