bo moja amelia ma głęboko gdzieś chustonoszenie.
wierzga, wrzeszczy, kiedy się motam.
wkurza się, wścieka i nienawidzi!
kiedy się wreszcie w pocie czoła zamotamy - melka prostuje nogi, kręgosłup, wyrywa się. jakby skrępowane nogi i moja bliskość były jej niemiłe.
kiedy wreszcie zamotam chustę z wyjącą dziewczynką gwałcąc jej poczucie niezależności i wolności, kiedy wreszcie obie wściekłe wyjdziemy z domu na spacer po chwili... melka zasypia.
i co?
bo ja chyba głupieję.
jeśli dziewczynka tak nienawidzi motania się, przy mamie bycia, to hodowanie stosiku nie ma sensu. wystarczą dwa nosidła ergonomiczne, szybko nakładalne, szybko zdejmowalne, na tyle szybko, by dziecko nie zdążyło zdenerwować się samym motaniem.
na koniec z lekką załamką i perspektywą wyprzedaży po atrakcyjnych cenach:
a. wiązanych tkanych (kilka);
b. ukochanego elastyka (MaM);
c. pouchy (hotslings);
d. oraz MT -
pozdrawiam.
ps. wyżaliłam się jeśli nie macie sensownych rad, chusty posłużą mi za wirtualny stryczek. pa!