Opowieść jak w temacie - dziecię mam generalnie antywózkowe - tzn jak wózek to i owszem, może być - ale do pchania lub ciągnięcia a nie, żeby w nim jeździć
Mało tego - wczoraj wychodzimy na spacer, pakuję graty do torby i opowiadam synkowi co tam ląduje (bo już baardzo chciał wyjść) i mówię "to ja jeszcze wrzucę chustę jakbyś chciał do mamy na plecy" - a moje dziecko podchodzi do mnie i wyciąga ręce do góry. Ja lekki zdziw takowym zachowaniem wyraziłam, bo po raz pierwszy mi się zdarzyło zobaczyć samoistną chęć bycia zachustowanym - i się pytam - mam Cię zapakować na plecy? A syn do mnie "TA!" - i faktycznie z piskiem radości dał się na te plecy wrzucić i ponieść "na miasto", się normalnie wzruszyłam...
I byłoby pięknie i sielankowo, ale rano wybraliśmy się na spacer "chodzony" tzn syn idzie szlakiem samochodów, kwiatków, piesków i innych intrygujących rzeczy a mama stara się go nie zgubić. Dziś moje dziecko wybrało sobie trasę obok osiedlowego śmietnika a tam o zgrozo! spacerówka stała - ktoś wyrzucił. Się nie dziwię, że wyrzucił, bo zdezelowana, materiał przetarty, brudna, seledynowe rurki i w ogóle fuj ble tfu tfu a kysz... Niemniej widać miała coś w sobie, bo moje dziecko radośnie do niej podbiegło, wyciągnęło na chodnik i zaczęło prowadzić w sobie tylko znanym kierunku...
Lekka w szoku zdążyłam wymusić na nim postój na czas pozwalający na złożenie sprzętu mniej więcej do kupy, co by sobie dziecko krzywdy nie zrobiło no i idę za nim jak te cielę, głowa w dół no bo wstyd - nie dość że z wózkiem to jeszcze zabranym ze śmietnika...
Dziecko dumne przemaszerowało przez pół osiedla pchając wózek, po czym wpakowało się na siedzenie, wyciaga palec do góry i woła "tata"...
Zszokowana jeszcze bardziej mama (czyli ja) się pyta - chcesz jechać do domu w tym wózku? I znów padło radosne "TA!" - no to co było robić, popchałam w tejże spacerówce do domu...
M jak nas zobaczył to się przeraził - "coś ty przywlokła, weź no to zaraz wyrzuć, co to za złom i po cholerę nam spacerówka" - no to ja na to, że dziecko znalazło i niech sobie ma do pchania i zabawy bo jak pcha nasz wielki 20kilowy kombajn którym kierować nie potrafi to się wścieka - na to mąż, że przecież ma sto innych zabawek niech się bawi czymś innym (takiego mam męża o! )
No i stoi sobie spacerówka przed domem pod stołem ogrodowym - a nóż ktoś ukradnie?
A jak nie to chyba pozostanie mi tylko wyprać pokrowiec, pocerować dziury, skręcić śrubki (bo M odmówił renowacji...) i przestać zgrywać chustobohaterkę...
A tak się chciałam z Wami podzielić