Pół nocy nie spałam i nadal mi wstyd... Wczoraj byliśmy rodzinnie na rodzinnym pikniku organizowanym przez firmę męża. Oczywiście chustę asekuracyjnie zabrałam ze sobą bo młody nie ma ostatnio ochoty nogami przebierać. No i przyszedł czas by go w tę chustę zapakować więc dawaj syna na plecy. Sama akurat byłam bo mąż w siatkę grał. Sprawnie zawiązałam plecak prosty, bo to nie pierwszyzna dla mnie...pochodziłam trochę młody się strasznie kręcił i podskakiwał, bo to kury przeszły obok, bo to króliczek pod nogami przemykał albo kucyk trawe skubał, do tego ludzie go zaczepiali. No i coś mi się Wiktor w tej chuście osuwał i jakoś osiadał. podciągałam go ze dwa razy, co z reguły się nie zdarza. NAwet się nie zorientowałam że cos jest nie tak jak znajoma bluzkę wiktorowi zaczęła poprawiać, pomyślałam że się pozaginała pod spodem. I tu dochodzimy do sedna, jak młody kolejny raz mi osiadł postanowiłam go porządnie poprawić i patrzę a tu chusta spod pupy zginęła... poleciała gdzieś na plecki...a ja głupia się nie zorientowałam że młody ma plecki na wierzchu i chustę niemal pod pachami. Ile tak chodziłam to nie wiem. Na szczęście Wiktorek nie chciał rączek schować...fiknąłby jak nic. No a że nikt z obecnych o chustach pojęcia nie miał to i się nie dziwili że dziwnie się zamotaliśmy. Wstyd mi okropnie...ale wygadać się musiałam, bo przez pół nocy mi ta sprawa spać nie dała.
Pocieszcie i nie bijcie za bezmyślność...Więcej się to nie powtórzy...Obiecuję.