Od kilku miesięcy przeglądam forum,ale brakowało mi śmiałości by odezwać się, aż pewnego pięknego majowego dnia zostałam " namierzona" na spacerze w okolicy ul.Pułaskiego w Lublinie.W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak w końcu ujawnić się.
Moja przygoda z chustą rozpoczęła sie w grudniu 2009r. po warsztatach w szkole rodzenia do której chodziliśmy w czasie ciąży i wciąż byliśmy w kontakcie.
Nasz Bartuś miał wtedy już ponad dwa miesiące i był dzieckiem bardzo potrzebującym bliskości, takim Przylepkiem który sypiał w dzień na mojej lub męża klatce piersiowej.
Niestety z takim "Przytulaskiem" można by było cały dzień spędzić w łóżku a tu pranie, gotowanie itp.Chusta tkana okazała się dla nas wybawieniem.Problem drzemek w dzień został rozwiązany, mogłam swobodnie spacerować z Bartusiem zimą mimo śniegu na chodnikach, łatwiejsze były wizyty u rodziny i przyjmowanie gości w domu (mieszkamy w kawalerce), była niezastąpiona w okresie "wózkowstrętu" (tzn. gdy Bartuś nie chciał leżeć na spacerze w gondoli ale jeszcze nie potrafił siedzieć pewnie w spacerówce) i obecnie gdy ma gorsze dni bo dokucza mu katarek i wyrzyna się ząbek.
Motamy się w leśną niezapominajkę Lenny Lamb, w domu na biodrze noszę też w pouchu Jendrulino.Mój kiełkujący chustoholizm jest hamowany przez ograniczony budżet
Mam obecnie chętkę na jakąś krótką chustę do wiazań na biodrze i długą z wełną.
Pozdrawiam chustorodziców z forum oraz z lubelskiego PODUSHKOWCA