Naczytałam się tyle ochów i achów na temat Tuli, że nawet nie przyszło mi do głowy, żeby spróbować jakiegoś innego nosidła. Kupiłam i klops. Na początku pełen zachwyt (bo nosidło to genialna sprawa), jednak im dłużej ją mamy tym bardziej nie rozumiem jej fenomenu (poza świetnym marketingiem). Nosimy oboje, jam chuda (kp+restrykcyjna dieta eliminacyjna niestety), ale wciąż w normie, mąż wysoki, ale dość typowej budowy. Córa młodociana, ale dorodna (ok. 9 kg). Na mnie Tula jest za duża, tzn. pasy za długie i nie da się porządnie dociągnąć, a do tego za szeroko rozstawione. Żeby było weselej – mężowi też zjeżdżają mimo najrozmaitszych ustawień. Jakby były źle wyprofilowane, bez zapięcia pasa piersiowego ani rusz (a przecież plecaki jakoś się trzymają), pas musi być mocno ściągnięty i zniekształca tę tasiemkę, do której jest przymocowany. Do tego pas biodrowy kiepsko przylega i paskudnie mnie obciera. No i miała być niekłacząca (mam szarą), ale moim kotom zdecydowanie się nie oparła. Ach, wylałam żale.
I tak się zastanawiam – co mogło by nam podejść? Kuszą mnie nosidła chustowe, bo chusty się nie kłaczą, w dodatku np. LL jest w cenie Tuli, a po ostatniej podwyżce nawet taniej (!). Musi być ładne, tzn. gładkie/w jakiś wzór, gładki materiał + sportowe logo producenta mnie odrzucają. Do tego żadne wiązania i inne kombinacje nie wchodzą w grę – nosidło jest dla męża, bo on niechustowy, i ma być banalne w obsłudze, ale chciałabym, byśmy mogli korzystać z niego oboje.