...nie zawsze ma się dziś wrażenie, że dzieciństwo jest miejscem zaczarowanym: natrętna komercyjna tandeta na przykład, która dzieci niemal kompletne osacza, służy niezawodnie tylko dwóm rzeczom: zyskowi i - przysłowiowemu - bezlitosnemu odczarowaniu.
Film "Wielka przygoda Tygryska", odwołujący się do bohaterów Milne'a, jest pod tym względem szczególnie odrażającym przykładem. Walt Disney stworzył dzieła wspaniałe, które, jak choćby "Księga dżungli", mimo, że dalekie od swych literackich wzorców, stanowią osobny rodzaj sztuki. Film o Kubusiu Puchatku jest jednak próbą ze wszech miar nieudaną. Rozwija najprostszy, pierwszoplanowy wątek opowieści - Tygrysek, który jest postacią do lasu nowo przybyłą i musi się w nim dopiero odnaleźć, szuka w disneyowskiej wersji rodziny - jednak bez żadnego językowego dowcipu, bez subtelnych niuansów, bez żadnej ironii. Zamiast tego postacie mówią to, co autorzy tekstu uważają prawdopodobnie za właściwy dzieciom, prawdziwie
cool slang.
W rzeczywistości jednak to wyraz lekceważenia dzieci, od których nie chce się zbyt wiele wymagać, przeciążyć i przez to okropnie się ich nie docenia. I wreszcie subtelne, zagadkowe rysunki wielkiego ilustratora Ernesta Sheparda zredukowane zostały do niefrasobliwych, naiwnych, płytkich, pozbawionych osobowości postaci, o których czym prędzej, i słusznie zresztą, się zapomina. Niektórym dzieciom film mimo wszystko może się podobać.
Jednak z faktu, że dzieci godzą się na wiele głupstw - bo to wszystko co zostaje im zaoferowane - nie powinno się wnioskować, ze nie czułyby jeszcze większej przyjemności z rzeczy lepszych i inteligentniejszych. Niestety ten fałszywy wniosek leży najwidoczniej u podstaw wielu starań filmowców, producentów zabawek oraz niektórych książek dla dzieci.