No cóż, mam taką nieco dziwną ciotkę. Wszystko wie, wszędzie była, wszystko widziała, na wszystkim się zna. Ale ogólnie nieszkodliwa. No i przybyła obejrzeć Staśka. Obejrzala, ciasto przywiozła, kawy sie napiła. No i zaczęła nas, czyli mnie, małżonka, moich rodziców, siostrę i babcię uświadamiać.
- Mam takiego znajomego, który był w Korei - zaczęła. - I tam w tej Korei podobno kobiety w ogóle nie korzystają z wózków. Noszą dzieci w takich specjalnych chustach. Nie tylko kobiety, ale i ojcowie. Noszą tak całe dnie, zabierają do pracy, dzieci śpią przytulone i to jest podobno bardzo dobre na rozwój - tłumaczyła nam, ciemnej masie.
No to wstałam i lekkim krokiem podeszłam do mojego cudnego girasola (Gouraanga ). Wzięłam chustę i zaczęłam motać.
- No i te azjatyckie społeczeństwa są bardzo dobrze rozwinięte - ciągnęła ciotka, nie zwracając na mnie uwagi - a u nas w Europie to jest w ogóle nieznane. I teraz ten mój znajomy się zastanawia, jak to ściągnąć z tej Korei - powiedziała, a ja już byłam na etapie dociągania. Kiedy wiązałam węzeł, ciotka była przy marketingowym planie rozpropagowania chust w PL.
- Takie chusty by się mogły tu przyjąć - wyraziła przypuszczenie.
Stanęłam przed nią i wtedy moja mama powiedziała, że ciotka ma właśnie wyjątkową i niepowtarzalną okazję, by taką chustę obejrzeć, a nawet dotknąć. W Europie, a nawet w PL.
Ciotka:
Ja:
Stasiek:
Ciotka zrobiła dziwną minę.
- Eeee - pokręciła głową. - To na pewno nie o taką szmatę chodziło.
Ale wiecie co? Przekonałam ją. Pokazałam jej jeszcze Natkę.
- Ta chusta się nazywa Japan - powiedziałam chytrze.
- No chyba że tak - zgodziła się ciotka.
Japan, Korea... Wsio rawno, no nie?