Kończę jeść obiad, Mała w foteliku zajęta gryzakiem, a tu buch! i nie ma światła. Wywaliło nam korek na klatce, w domu jakiś zapasowy był, ale nie pasował (bo po co). Dochodziła 15, więc powoli robiło się szaro, stwierdziłam że najszybciej będzie zapakować Zuzię w chustę (elektryczny mamy za rogiem niemalże). Co niezwłocznie uczyniłam, ale okazało się że elektryczny zamknięty na czas urlopu.... Poleciałam więc dalej do lokalnego centrum handlowego (z lat 70. żeby nie było) - i tam oczywiście korek dostałam Ale gdybym była wózkiem, miałabym do pokonania strome schody na wysokie pierwsze piętro peerelowskiego pawilonu, nieprzystosowanego oczywiście do wózków... (i pustego o tej porze, co oznacza że nie bardzo miałabym kogo prosić o pomoc, zresztą i tak najprawdopodobniej trafiłabym na emerytkę o kuli...). Nie mówiąc już o tym, ile czasu i wysiłku oszczędziłam rezygnując z ubierania Zuzi do wózka, znoszenia gondolki na dół, składania wózka itp itd...
Niech żyje chusta