Jeśli chodzi o oceny mam podobnie jak Hester w kwestii ocen. Może to kwestia bycia w Warszawie. Tu dobre były nieliczne państwowe gimnazja. W całej reszcie przeciętni uczniowie byli ofiarami dyktatu marginesu. Czyli nauczyciele użerali się z kilkorgiem ciężkich dzieciaków a reszta mogła się w tym czasie zająć sobą. Z liceami jest trochę lepiej, tzn jest więcej dobrych (niekoniecznie topowych, ale dobrych, przyjaznych) liceów.
Posłałam dzieci do szkoły montessori, żeby wzmacniać ich motywację wewnętrzną, ale ważne jest dla mnie, żeby mogły wybrać szkołę a nie żeby im wskazano, gdzie mają chodzić. Tłumaczę im, że daliśmy im wszystkie możliwości: szkołę, zajęcia dodatkowe itd, ale ich odpowiedzialnością jest stworzyć sobie dalsze możliwości. Mnie nie obchodzi, czy ma 5 czy 1, bo to jej głowa i wiedza, ale obchodzi mnie czy marnuje lub nie możliwości, jakie im ciężkim wysiłkiem dajemy. I tak do starszej mam preten sje jeśli zaczyna mieć słabe oceny z matmy (łatwo może osiągnąć lepsze) a do średniej nie, choć jedzie na trójach i dwójach. Po prostu średnia wkłada masę wysiłku a efektów czasem nie ma i już. Za to ona będzie startować w konkursie z historii, może się uda. Nie dlatego, że muszę mieć olimpijkę, ale właśnie po to żeby mieć wybór szkoły.