Cześć,
jestem świeżynką w tym temacie... Niedawno zakupiłam pierwszą chustę, w październiku spodziewam się córci. Dziś spotkałam się z kumpelą, podzieliłam się tym, że zamierzam nosić córcię w chuście, zachwycona tym wszystkim, co do tej pory przeczytałam, ile och i ach na temat chust usłyszałam. Kumpela ostudziła nieco mój zapał..
Nie żebym zaraz tak łatwo dała się zniechęcić. Tylko chciałabym uniknąć błędów, które najprawdopodobniej znana tej mojej kumpeli "chustonoszka" popełnić najwidoczniej musiała...
Otóż dzieciaczek tej znajomej noszony w chuście "uzależnił się" jakoby od matki na tyle, że ta musiała go wszędzie ze sobą brać. Wszędzie, bez wyjątku - w przeciwnym razie "ryk i histeria". Nadszedł czas, kiedy dzieciaczek ma pójść do żłobka, mama do pracy... Dziecko nie jest na to absolutnie gotowe, panika wynikająca z rozstania się z mamą choćby na moment przypisana została właśnie chuście i jej rzekomym minusom.
Ja tu dopatruję się raczej braku zdrowej więzi z mamą, braku zaufania itd... Nie wiem...
Nie wiem, czy da się zbyt dużo nosić w chuście, czy trzeba to wyważyć, czy da się przesadzić, zepsuć w jakiś sposób dzieciaczka, zaszkodzić mu i sobie?
Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami.
Może też zauważyłyście u kogoś "nieudolnie chustonoszącego" błędy, których można i trzeba uniknąć, by móc cieszyć się pełnią dobrodziejstwa motania.