Martę mam sowę od zawsze. Jak miała 2 lata to do 23 potrafiła chodzić po domu i się cichutko bawić. W weekendy jeśli jej pozwolić to śpi do 10. W tygodniu 21.30 zasypia bo oczywiście jeszcze audiobooka sobie puści, a to ją NiE usypia. Rano jest dramat. Ubieram ją, sadzam na kibelku bo jest nieprzytomna, ale nie potrafię tego zmienić. O bajkę wyją od wejścia do domu o 15.30. I zwykle jest o 19, ale bywa że sadzam ich o 17 żeby zawieźć starszych na jakieś zajęcia i mam rozdupiony plan.
Aktualnie młodsi nie mają żadnych popołudniowych zajęć więc powinno być łatwiej.
Wróciłam do pracy, tak. Od 10 do 14 więc spokojnie. Ale bywa sobota, bywa cały dzień do 20 jak jest koncert. Kolejnego dnia energii nie mam.
M angażuje się bardzo o ile jest w domu. Średnio w przeciągu 2 tyg nie ma go 3-4dni. Czyli 6/10 jest. Piątki są jego.
Musimy wrócić do wycieczek do biblioteki, bardzo to lubili. Zarzuciłam odkąd zaczęli się pewnego razu gonić między regałami z dzikim wrzaskiem. Oni mieli uciechę, a ja niezły pąs
Wysłane z mojego SM-A405FN przy użyciu Tapatalka