Co tu kryć, szukam pocieszenia.
moja córa (8,5mc) od miesiąca raczkuje, zaczęła też siadać i teraz ćwiczy wstawanie. Świat wzywa więc mały buntownik sie zrobił i nie lubi być w miejscu na dłużej niż chwilę.
Nasz kryzys chustowy narastał a teraz jest w apogeum. O ile wiązania z przodu jeszcze jakoś miałam pod kontrolą choć łatwo nie było bo córka walczy zacięcie to musimy sie już ze względu na wagę ciężką przerzucić na plecki całkowicie. I tu już jest problem, bo czuje się jakbym wrzucała na plecy kocura na rozgrzanych węglach nie jestem w stanie nic zamotać, ba, jest to nawet dość niebezpieczne bo córka wszelkimi sposobami chce zejść i robi przy tym nieziemską awanturę
dobrze,że przezornie uszyłam wcześniej hybrydę u Oli paniolo choć zaczęłam szukać ergonomików też bo czasem to nawet hybryda to za dużo dla mojego dziecia jeśli chodzi o cierpliwość.
czy też miałyście taki kryzys w tym okresie? Kiedy minął? Jakie macie doświadczenia? Forsować wiązanie czy czasowo odpuścić i ew. Skupić sie na nosidłach?