W chuście nie noszę, sprzedałam swojego bambusa (wcale mi niewesoło), ale trzymam rękę na pulsie (tęsknię, przyznaję się).
Czytałam ostatnio notkę o chustach za 500 zł do szpitala w Rudzie Śląskiej (pewności nie mam), a potem dyskusję, która się w oparciu o tę notkę rozwinęła. Okazało się, że nie o chusty chodzi, a o tuniki, więc podejrzewam, że te 500 zł też nie musi być prawdą.
Chciałam jednak zapytać o coś innego: w dyskusji pojawiło się kilka głosów, że chustę można kupić i za 60 czy 70 zł, i jest dobra. Słyszałam to parę razy, OK. Dalszy ciąg argumentacji: dobrze się sprawdza, dobrze się nosi, w zupełności wystarcza i - to mnie najbardziej ciekawi - porównywałam (em) z drogimi chustami i nie ma różnicy.
Sprawdziłam u Allegriego - owszem, są chusty, ale ja znam te materiały, wiem, kto je produkuje, i wiem, że to jest zwykła bawełna pościelowa. Ba, można ją kupić w sklepie w Warszawie, byłam, widziałam, macałam. Pościel - OK. Prześcieradło - OK. Akcesoria do pokoju dziecięcego - OK (będę szyła dziecku tipi, moim zdaniem te materiały idealnie się nadają). Ale chusta? Rozumiem, że można sprzedawać takie chusty, ale nie wierzę, że można nie czuć różnicy choćby dotykając materiału, o noszeniu nie wspomnę. A dyskutanci twardo twierdzą, że sprawdzali i różnicy nie ma.
Można nie poczuć różnicy?