Chyba pierwszy raz jestem w sytuacji związanej z moim dzieciem, kiedy nie wiem, co robic.
Od kilku tygodni młody bardzo cierpi w wózku. Jedziemy gdzieś i po kilku minutach muszę go wyjąć i nieść. Na rękach za długo nie dam rady. Zawsze mam też ze sobą manducę, ale nawet z niej się wyrywa.
Mały był bardzo intesywnie chustowany przez pierwsze pół roku, potem chustę odłożyłam (chustowałam w domu, w chuscie zaliczał wszystkie drzemki).
No i mam problem, bo przecież nie spędzi całej zimy w domu, do czasu, kiedy nauczy się chodzić. Nie rozumiem, o co chodzi z manducą, co jest w niej tak niewygodnego?
Może wrócić do chusty? wiązać w 2x?
Noszę go z przodu i nie ma szansy na noszenie na plecach (temat przerabiałam kilkakrotnie, także za sugestię o plecach podziękuję, nie dam rady go wrzucić).