U nas od początku była chusta, młody miał wózkowstręt, ale postawiłam sobie za punkt honoru uwózkowienie go, z tych samych powodów, o których wspomniała Samasia. Zazwyczaj szłam z wózkiem i chustą w zanadrzu. Gdy okazało się, że powodem wstrętu jest nadwrażliwość dotykowa i zaczęliśmy go sensorycznie integrować (a może też trochę dojrzał), to wózek wraca do łask. Teraz wychodzimy koło południa na krótki spacer (3 kursy: podwozie, nadwozie, dziecko), na którym Tadek zasypia i kontynuuje drzemkę na balkonie, wniesiony w gondoli. A matka ma wolne popołudnie
Z chustą raczej by się nie udało wyplątywanie śpiocha.
Lubię swój wózek, sądzę, że małemu jest tam już przytulnie i dobrze, cieszę się, że się z nim zaprzyjaźnił.