A to wszystko za sprawą moich najbliższych. Ciągle słyszę, że męczę dziecko, że Ali jest niewygodnie, ona taka ściśnięta, nie może się poruszyć. Znowu w chuście idziesz, dzisiaj tak pięknie weź ją do wózka, a nie w tej chuście będziesz ją kisić - słowa mojej mamy. Przecież wózek jest taki super, dziecko sobie leży, a ty siedzisz na ławeczce (prawie 6 mc jeżdżę wózkiem i prawie nigdy nie siedzę, tylko przy okazji robię ok 8 km spacer) - słowa mojej kuzynki. Babcia też swoje 3 grosze musi wtrącić, że nie może rączkami ruszać, że ściśnięta, wymęczona. Po tym wszystkim nie mam już ochoty chodzić w chuście, pakuję małą do wózka dla świętego spokoju i idę w długą. Jak mam słuchać tego wszystkiego za każdym razem się tłumaczyć, to kapituluję. Nie wiem czego spodziewali się moi najbiżsi, że kupiłam chusty, żeby z nich załony zrobić? jedyny mój mąż mnie wspiera i nawet sam się chce motać, ale zawsze moja mama musi wkroczyć do akcji i biedny ma dosyć. Może gdyby moje dziecko było anty wózkowe i pro chustowe, to byłoby łatwiej, a ona godzi się na wszystko, taki z niej grzeczny aniołek. Musiałam się wyżalić, bo smutno mi z tym, inaczej sobie to wyobrażałam.