-
No i wpadłam....
Pisałam w wątku powitalnym, że nie kocham chust. Starszaka nosiłam w elastyku, potem prawie wcale choć miałam dwie chusty aż dorósł do mt i później z nosidłami już pooooszło. Młodszaka zaczęłam nosić w elastyku, tkanym będąc na nie, potem w marsupi, w wieku 3 miesięcy, kiedy marsupi zrobiło się dla mnie niewygodne, przeskoczył na bondolino i didy-tai. Ale podczytywałam to forum i kusiły chusty, oj kusiły ;) Pierwsza była storchenwiege ulli, używana, nie wiem czy złamana bo wciąż twarda jak dla mnie, ale zawiązać umiem (tak, że dziecko w lustrze wygląda w miarę ok, z godzinę mogę komfortowo ponosić), druga - niejako konsekwencja bondolino chicago - hoppeditz chicago, kupiona tutaj na forum, którą kocham bardzo, jest fantastyczna, od kiedy ją mam - kilka dni dopiero - codziennie w użyciu. Nie, pierwszą kupiłam kółkową i też bardzo ją lubię na szybko na biodro. Myślę o kolejnych (chociaż nosidła kocham nadal). I tak się zastanawiam, że może od złych chust zaczynałam ze starszakiem? Pierwsza była babylonia fruit coctail, nowa - piękna, ale noszenie nie było przyjemne, druga hoppeditz dublin, uzywana, ale też jakoś nie podeszła mi, nie nosiło się wygodnie. A starszak był mniejszy, lżejszy od młodszaka. Wiązanie jakoś mi idzie, 2x bez problemów, teraz próbuję kieszonkę (po kilku nieudanych próbach skończonych awanturą ze strony dziecka i kilkudziesięciu obejrzanych filmach dziś 2 sukcesy i trochę wygodnie ponosiłam, tylko z dociąganiem górnej krawędzi tak, aby dobrze otulała kark dziecka i zarazem nie wbijała mi się w boki mam problem). Chętnie spotkałabym się z kimś, kto by mi trochę pomógł, pouczył. Ale, tak czy siak, wpadłam :)
-
napisz, gdzie mieszkasz, to na pewno ktoś się znajdzie do pomocy..
Na pewno nie najlepiej dobrana chusta potrafi zniechęcić.
Moja pierwsza chusta była na mnie za długa i trochę za gruba (zwłaszcza na lato) i chociaż bardzo chciałam nosić i nosiłam, to nie czułam się w niej komfortowo i prawdziwą przyjemność noszenia poczułam dopiero, gdy kupiłam chustę krótszą i cieńszą.
tak czy owak, fajnie, że wpadłaś;) i miłego noszenia:heart::heart::heart:
-
Dziękuję :) Mieszkam między Piasecznem a Górą Kalwarią.
-
napisz że szukasz pomocy w dziale warsztaty/spotkania lub na pomocne chustomamy, ktoś na pewno ci pomoże, ja niestety mam daleko, uziemiona jestem a i ekspertem nie bardzo ;)
-
Dzięki, napisałam :) Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś w moich okolicach. Dziś na targu w Górze Kalwarii spotkałam mamę, która jak mówi tez nosiła ale z przodu (miałam młodego w bondolino na plecach akurat), więc szansa pewnie jest :)
-
Ja mialam na odwrot - dlugo sie musialam do nosidla przekonywac. A w sumie nie jestem pewna czy do dzis jestem przekonana. ;) fajnie, ze Cie chusty porwaly semi-dolce:)
-
Ano fajnie, także ze względów estetycznych - chusty są jednak o niebo ładniejsze (te cudne ogony! i dużo większy wybór wzorów, kolorów) :) Na razie chyba nikogo z moich okolic nie ma, a ja ćwiczę kieszonkę - niewątpliwie jest coraz lepiej, dziś ćwiczyłam w ulli, ale wciąż nie jest to dla mnie tak łatwe jak nosidło. Dziecko mam na szczęście bardzo współpracujące, już zaczyna się uśmiechać na sam widok chusty a zamotany jest najszczęśliwszy na świecie (nosidła tez lubi, ale teraz noszę głównie w chustach, żeby nabrać wprawy). No i jest to nasz główny sposób usypiania za dnia i wieczorem ostatnimi czasy. Niemniej wrzucenie dziecka w chuście na plecy wciąż pozostaje dla mnie wyczynem bohaterskim (mimo obejrzenia wielu filmików, gdzie to tak łatwo i przyjemnie się robi) :) a ja bardzo lubię nosić na plecach. Ale pewnie jest to, jak mi wytłumaczył dawno temu pan egzaminator od prawa jazdy gdy popełniłam jakiś tam błąd, kwestia setek powtórzeń tych samych ruchów :)
-
Fajnie czytac takie "wpadkowe" watki ;)
Tez mi sie wydaje, ze duzo zalezy od pierwszej chusty, ja mialam podobna historie, a pozniej oszalalam chustowo :D