Beotia
30-03-2009, 16:44
Chociaż w erze kaszmirów zwykłe wełny nie robią już większego wrażenia, tej chuście zdecydowanie należy się ode mnie osobny wątek (przeprosinowy ;) ).
Właśnie ją odkryłam na nowo i nie mogę wyjść z zachwytu.
A było to tak:
Latem'2008, kiedy jeszcze wełny nie były nic a nic popularne i mało kto o nich słyszał, zakochałam się w mał-gosinym indio terra i postanowiłam, że nie ma cudów - muszę mieć wełniane indio.
Ponieważ wtedy nie wiedziałam, że to terra, nie mogłam nigdzie zidentyfikować nazwy modelu, wzięłam to, co było pod ręką - sprowadziłam sobie z Kanady indio rotbuche.
Nie mogłam się go doczekać (dłuuugo płynęło), a kiedy już dotarło... rozczarowałam się - to była całkiem inna chusta niż znana mi terra. Taka jakaś szmaciana, płaska, śliska, bez wyrazu... tak cienka, że wrzynała się w ramiona. Zawiązałam ją ze dwa razy i wylądowała w kącie. Potem, w listopadzie, na warsztatach chustowych, pożyczyłam ją wieloletniej forumowej koleżance dla jej nowo narodzonej córeczki. Pożyczyłam i nie było jej przez kilka miesięcy. Koleżanka mówi, że nie nosiła w niej nawet dużo, bo bardziej przypasowała jej chusta kółkowa. Chciałam rotbuche sprzedać zaraz jak tylko z powrotem do mnie dotrze.
I parę dni temu powrócił.
Jakie zaskoczenie: zupełnie odmieniony!
Nie wiem, czy wystarczyły mu 2-3 prania, czy trochę noszenia? W każdym razie teraz to całkiem inna chusta! Najlepsza, jaką miałam w ręku! Nie jestem raczej typem kolekcjonerki szmat, ale sporo ich przewinęło się już przez moje ręce. I ta jest zdecydowanie wyjątkowa na tym tle!
Puchata, mięciutka, arcydelikatna - taka, że można ją sobie głaskać dla relaksu, spolegliwa, układa się, dokładnie tak jak chcę, sama się wiąże. Z biegu, bez żadnych wcześniejszych ćwiczeń, bez instruktażu paroma ruchami ręki zawiązałam nią idealny, superwygodny plecaczek z krzyżem (wcześniej próbowałam tylko raz konopiami - wyszedł gniot i nigdy więcej tego nie powtórzyłam, uznając, że to wiązanie nie dla mnie).
A do tego nosi wcale nie gorzej niż konopie! A moje dziecko waży już jakieś 11-12 kg. Mamy za sobą kilka dni nieustannego noszenia z okazji dzieckowego rotawirusa.
To jest zdecydowanie mój chustowy punkt dojścia - absolutny ideał :)
http://mysa.pl/blog/2009/marz85.jpg
http://mysa.pl/blog/2009/marz87.jpg
http://mysa.pl/blog/2009/marz88.jpg
Właśnie ją odkryłam na nowo i nie mogę wyjść z zachwytu.
A było to tak:
Latem'2008, kiedy jeszcze wełny nie były nic a nic popularne i mało kto o nich słyszał, zakochałam się w mał-gosinym indio terra i postanowiłam, że nie ma cudów - muszę mieć wełniane indio.
Ponieważ wtedy nie wiedziałam, że to terra, nie mogłam nigdzie zidentyfikować nazwy modelu, wzięłam to, co było pod ręką - sprowadziłam sobie z Kanady indio rotbuche.
Nie mogłam się go doczekać (dłuuugo płynęło), a kiedy już dotarło... rozczarowałam się - to była całkiem inna chusta niż znana mi terra. Taka jakaś szmaciana, płaska, śliska, bez wyrazu... tak cienka, że wrzynała się w ramiona. Zawiązałam ją ze dwa razy i wylądowała w kącie. Potem, w listopadzie, na warsztatach chustowych, pożyczyłam ją wieloletniej forumowej koleżance dla jej nowo narodzonej córeczki. Pożyczyłam i nie było jej przez kilka miesięcy. Koleżanka mówi, że nie nosiła w niej nawet dużo, bo bardziej przypasowała jej chusta kółkowa. Chciałam rotbuche sprzedać zaraz jak tylko z powrotem do mnie dotrze.
I parę dni temu powrócił.
Jakie zaskoczenie: zupełnie odmieniony!
Nie wiem, czy wystarczyły mu 2-3 prania, czy trochę noszenia? W każdym razie teraz to całkiem inna chusta! Najlepsza, jaką miałam w ręku! Nie jestem raczej typem kolekcjonerki szmat, ale sporo ich przewinęło się już przez moje ręce. I ta jest zdecydowanie wyjątkowa na tym tle!
Puchata, mięciutka, arcydelikatna - taka, że można ją sobie głaskać dla relaksu, spolegliwa, układa się, dokładnie tak jak chcę, sama się wiąże. Z biegu, bez żadnych wcześniejszych ćwiczeń, bez instruktażu paroma ruchami ręki zawiązałam nią idealny, superwygodny plecaczek z krzyżem (wcześniej próbowałam tylko raz konopiami - wyszedł gniot i nigdy więcej tego nie powtórzyłam, uznając, że to wiązanie nie dla mnie).
A do tego nosi wcale nie gorzej niż konopie! A moje dziecko waży już jakieś 11-12 kg. Mamy za sobą kilka dni nieustannego noszenia z okazji dzieckowego rotawirusa.
To jest zdecydowanie mój chustowy punkt dojścia - absolutny ideał :)
http://mysa.pl/blog/2009/marz85.jpg
http://mysa.pl/blog/2009/marz87.jpg
http://mysa.pl/blog/2009/marz88.jpg