natala
14-02-2008, 17:46
korzystajac z tego, ze dziec po spacerze dalej spi (zachustowany oczywiscie) i mam obie rece wolne :)
jestem Natalia, mama Franka, ktory to wlasnei dzis konczy 11 tygodni (no ok, korygowane to 7...). mieszkamy (chwilowo mam nadzieje) w Londynie, a w Polsce to Krakow i Jastrzebia (taka malutka wioseczka kolo Lanckorony i Kalwarii Zebrzydowskiej).
ostatnio jedna zachustowana mama mnie spytala jak sie u mnie zaczela, a ja sobie nie moglam przypomniec :hmm: ale jakos 'odpamietalam' - zaczelo sie od primaxxa, czy jak to cos sie nazywa. jak bylam w ciazy to wypatrzylam to cos w jednym sklepie i pomyslalam, ze fajnie by bylo nosic malego/mala w czyms takim. na szczescie zanim kupilam zaczelam grzebac po sieci. i trafilam na....bebelulu. na szczescie grzebalam dalej... chyba na allegro wypatrzylam pierwsze wiazanki, zakochalam sie od pierwszego spojrzenia i zadecydowalam, ze to jest to. zwlaszcza jak juz poczytalam o zaletach noszenia w chuscie. trafilam na chustomanie i dopiero sie zaczelo... po niekonczacych sie debatach wewnetrznych - delhi czy nairobi czy moze.... stanelo na nairobi. chusta zostala oplacona i wtedy nasze dziecie postanowilo nie czekac przepisowych 40 tygodni tylko pojawic sie na swiecie natychmiast. po opanowaniu zamieszania z dziecieciem (ktory to okazal sie byc Frankiem) doszlo do mnie, ze chusty jak nie bylo tak nie ma :cry: zaginela w trasie :( okazalo sie po nawiazaniu korespondecji meilowej z chustomania. no i po paru dniach przyszla nowa :D cudowna, dluga (no, ok, to mnie troche przerazilo na poczatek), kolorowa CHUSTA. z pomoca mamy i misia zaczelismy sie oswajac. jak juz bylo w miare ok, to przyszla pora na synka... pierwszy raz super udany, dziec zasnal w chuscie i spal nastepne dwie godziny - prawdziwy cud. za to kazdy nastepny raz - porazka - dziec okazal sie byc awanturujacy sie... 'cyc, cyc, cyc'... do momentu, az go zawiazalam i wyszlam z nim na spacer :) podstepem troche, bo zaspany byl, ale sie udalo :high: no i od tej pory sie nosimy :D no a ja zachorowalam kompletnie... na razie, zeby sobie ulatwic zycie z karmieniem (syn cycowy jest bardzo :bfing: ) kupilam kolkowa. ale ona jakas trudniejsza jest niz przepisy pozwalaja i na razie sie nie mozemy do niej przekonac :( moze z czasem... no i dwie nastepne mam na oku, a moze i trzy... w kazdym razie juz wiem co chce na urodziny (tylko jeszcze do koloru sie nie moge zdecydowac...). no i tak zachorowalismy na bardzo grozna chorobe zwana 'chustonoszeniem' :lool: jeszcze tylko pozostalo nauczyc tatusia wiazac (choc moze nie, wtedy on sam bedzie chcial i jeszcze mi nie da - nad tym sie w kazdym razie trzeba powaznie zastanowic...).
jestem Natalia, mama Franka, ktory to wlasnei dzis konczy 11 tygodni (no ok, korygowane to 7...). mieszkamy (chwilowo mam nadzieje) w Londynie, a w Polsce to Krakow i Jastrzebia (taka malutka wioseczka kolo Lanckorony i Kalwarii Zebrzydowskiej).
ostatnio jedna zachustowana mama mnie spytala jak sie u mnie zaczela, a ja sobie nie moglam przypomniec :hmm: ale jakos 'odpamietalam' - zaczelo sie od primaxxa, czy jak to cos sie nazywa. jak bylam w ciazy to wypatrzylam to cos w jednym sklepie i pomyslalam, ze fajnie by bylo nosic malego/mala w czyms takim. na szczescie zanim kupilam zaczelam grzebac po sieci. i trafilam na....bebelulu. na szczescie grzebalam dalej... chyba na allegro wypatrzylam pierwsze wiazanki, zakochalam sie od pierwszego spojrzenia i zadecydowalam, ze to jest to. zwlaszcza jak juz poczytalam o zaletach noszenia w chuscie. trafilam na chustomanie i dopiero sie zaczelo... po niekonczacych sie debatach wewnetrznych - delhi czy nairobi czy moze.... stanelo na nairobi. chusta zostala oplacona i wtedy nasze dziecie postanowilo nie czekac przepisowych 40 tygodni tylko pojawic sie na swiecie natychmiast. po opanowaniu zamieszania z dziecieciem (ktory to okazal sie byc Frankiem) doszlo do mnie, ze chusty jak nie bylo tak nie ma :cry: zaginela w trasie :( okazalo sie po nawiazaniu korespondecji meilowej z chustomania. no i po paru dniach przyszla nowa :D cudowna, dluga (no, ok, to mnie troche przerazilo na poczatek), kolorowa CHUSTA. z pomoca mamy i misia zaczelismy sie oswajac. jak juz bylo w miare ok, to przyszla pora na synka... pierwszy raz super udany, dziec zasnal w chuscie i spal nastepne dwie godziny - prawdziwy cud. za to kazdy nastepny raz - porazka - dziec okazal sie byc awanturujacy sie... 'cyc, cyc, cyc'... do momentu, az go zawiazalam i wyszlam z nim na spacer :) podstepem troche, bo zaspany byl, ale sie udalo :high: no i od tej pory sie nosimy :D no a ja zachorowalam kompletnie... na razie, zeby sobie ulatwic zycie z karmieniem (syn cycowy jest bardzo :bfing: ) kupilam kolkowa. ale ona jakas trudniejsza jest niz przepisy pozwalaja i na razie sie nie mozemy do niej przekonac :( moze z czasem... no i dwie nastepne mam na oku, a moze i trzy... w kazdym razie juz wiem co chce na urodziny (tylko jeszcze do koloru sie nie moge zdecydowac...). no i tak zachorowalismy na bardzo grozna chorobe zwana 'chustonoszeniem' :lool: jeszcze tylko pozostalo nauczyc tatusia wiazac (choc moze nie, wtedy on sam bedzie chcial i jeszcze mi nie da - nad tym sie w kazdym razie trzeba powaznie zastanowic...).