PDA

Zobacz pełną wersję : Chusty u Rembrandta:)



Gavagai
26-04-2009, 11:40
Byłam wczoraj na wystawie grafik Rembrandta, wyhaczyłam jedną "zachustowaną akwafortę", fotkę jej zrobiłam, ale jeszcze na kompa nie wrzuciłam. Za to w poszukiwaniu tejże grafiki w sieci znalazłam inną:

http://farm4.static.flickr.com/3346/3475154705_5bce31cbc0_o.jpg

Na tym moim zdjęciu jest kobieta z maluchem w ówczesnym pouchu i starszakiem na plecach :)

Akacja
27-04-2009, 13:45
Oj cudny musiał być to widok. Taka historyczna agrafka, Rembrandt wiedział doskonale, że dobre wiązanie zasługuje na uwiecznienie dla potomnych :D

yoarashi
27-04-2009, 21:05
Jak widac na zalaczonym obrazku tak nosili sie zebracy.

Fiona
27-04-2009, 21:14
wrzucaj drugą fotkę! 8))

Gavagai
30-04-2009, 15:24
ufff... w końcu się zmusiłam i poinstalowałam różne pierdy, żeby fotki z komórki zrzucić...
jakość "świetna inaczej"...
http://farm4.static.flickr.com/3411/3488038469_2f326beef1_o.jpg
nosi w pouchu, plecaczku i jeszcze karmi piersią :lol:

esther
02-05-2009, 00:09
nooooo, nieźle... i z takim obciążeniem karmi piersią na stojąco :shock:

La Loba
02-05-2009, 08:36
Jak widac na zalaczonym obrazku tak nosili sie zebracy.

Bogaci oddawali swoje noworodki mamkom we wsi, a zabierali z powrotem do domu jak stały się dużymi dziecmi. To i w chustach nie było kogo nosić.

Akacja
04-05-2009, 10:11
Też miałam telefon, którego podłączenie do komputera w celu jakiejkolwiek wymiany danych wymagało treningu cierpliwości i algorytmu conajmniej 10-pozycyjnego.
Dziękujemy za podzielenie się widokiem, a i chwała niech będzie mamkom, prawdopodobnie dzięki ich wszechstronności i pomysłowości dziś ułatwiamy sobie życie i doceniamy urok bliskości z dzieckiem.

Gavagai
04-05-2009, 13:21
chwała niech będzie mamkom, prawdopodobnie dzięki ich wszechstronności i pomysłowości dziś ułatwiamy sobie życie i doceniamy urok bliskości z dzieckiem.

oj, tu mam bardzo mieszane uczucia :/ Zwłaszcza po lekturze "Historii miłości macierzyńskiej" Elisabeth Badinter, gdzie instytucja mamki jest opisana dosyć szeroko na przestrzeni wieków i to raczej w nienajlepszych słowach. BTW książkę polecam.

monjan
04-05-2009, 15:36
fajna!! heroina!

yoarashi
06-05-2009, 22:53
mozesz cos wiecej powiedziec o instytucji mamki? zaciekawilo mnie to.

Akacja
07-05-2009, 17:17
Zdaję sobie sprawę, że za całokształt na pochwałę nie zasługują, ale tak za ten epizod noszenia chociaż :wink: Chętnie poczytam.

La Loba
13-05-2009, 09:01
chwała niech będzie mamkom, prawdopodobnie dzięki ich wszechstronności i pomysłowości dziś ułatwiamy sobie życie i doceniamy urok bliskości z dzieckiem.

oj, tu mam bardzo mieszane uczucia :/ Zwłaszcza po lekturze "Historii miłości macierzyńskiej" Elisabeth Badinter, gdzie instytucja mamki jest opisana dosyć szeroko na przestrzeni wieków i to raczej w nienajlepszych słowach. BTW książkę polecam.

Powiedz coś więcej, proszę o mamkach. Zaciekawiło mnie to.

Gavagai
13-05-2009, 10:06
Ogólnie autorka nie potępia aż tak strasznie mamek, bo przeciwstawia im rodziców którzy de facto porzucają dziecko na okres ok. 4lat,i wg Badinter to oni są tymi "złymi".
Co nie zmienia faktu, że opisy praktyk mamek przyprawiły mnie o mdłości.
W połowie XVIIIw w Paryżu, karmionych w domu(pozostających w rodzinie) było około tysiąca dzieci, na 21 tysięcy!!! Reszta była oddawana do mamek. Kto miał pieniądze i należał do arystokracji, mógł sobie pozwolić na sprowadzenie starannie wyselekcjonowanej i zdrowej mamki do własnego domu, reszta oddawała dzieci mamkom "zawodowym". Często mamki zaczynano szukać do piero po urodzeniu dziecka, nie troszcząc się zbytnio o jej "jakość" byle tylko zabrała dziecko. Korzystano też z usług pośredniczek, które działały na targowiskach i placach. Pośredniczki po prostu zabierały dziecko i oddawały je do mamki któa była akurat wolna. Bez żadnej rejestracji, zapisu nazwisk itp.
Za Gilbert, Disseration sur la depopulation, 1770:
"Przez ten czas[gdy mamka pracuje w polu] dziecko jest całkowicie zdane na siebie, tonie w ekskrementach, związane jak przestępca, pożerane przez komary(...)"
dalej:
"Ileż to razy, wyzwalając dzieci z ich więzów, widzieliśmy je okryte ekskrementami, sygnalizującymi swoją długą obecność przy pomopcy trujących wyziewów; skóra tych nieszczęsnych dzieci była cała zaogniona i pokrywały ją ohydne wrzody. Najsroższe nawet serce zmiękłoby wobec ich jęków, które słyszeliśmy, przybywając na miejsce; można było sobie wyobrazić ich uprzednią męke, patrząc na ulgę, jaką odczuwały przy ich uwalnianiu i przewijaniu... Były całe poodparzane, a jeżeli dotykało się ich trochę mocniej, krzyczały przenikliwie. Nie wszystkie mamki posuwają się w swym niedbalstwie aż tak daleko. możemy jednak zapewnić, że bardzo niewiele z nich wykazuje wystaczającą czułość, aby utrzymać dzieci w dostatecznej schludności, to znaczy uchronić je całkowicie od zagrażających im chorób."

Na porządku dziennym było stosowanie syropu z maku, laudanum czy wódki, nierzadko dzieci umierają z przedawkowania.
Ciasne zawijanie w pieluszki było wtedy normą, ale mamki widziały też tym inną zaletę(oprócz domniemanego zapobiegania wykrzywieniu kręgosłupa); zaciśnięte pasy powodowały przesunięcie tłuszczu w kierunku podbródka, w skutek czego dziecko wyglądało na grubsze i lepiej odkarmione.

"(...)Gdy dziecko wraca do domu rodzinnego, jeżeli w ogóle wraca, jest często okaleczone, zdeformowane, rachityczne, a nawet bardzo chore. Rodzice skarżą się gorzko i może nawet głośniej, niż gdyby nie żyło. bowiem dziecko w złym stanie zdrowia każe przewidywać duże wydatki w przyszłości i niewielki zysk na dłuższą metę".

yoarashi
13-05-2009, 18:10
Dzieki, ze sie podzielilas tymi wiadomosciami. Sa bardzo ciekawe i wzbogacily moja wiedze.

La Loba
15-05-2009, 21:23
Mam nadzieje, ze to ekstremalne przypadki.
Myślę, że tak samo, jak matki i opiekunki bywają różne, tak i mamki różne były.

Nie mogę pojąć tylko: jak kobieta po urodzeniu dziecka może godzić się i chcieć, żeby dziecko zabrano do obcej kobiety i w nieznanym kierunku. Co za zwyrodnienie!

esther
16-05-2009, 20:17
No dokładnie!
Ja nie bardzo rozumiem jak one mogły te dzieci oddawać :shock:

Gavagai
16-05-2009, 23:30
Nie mogę pojąć tylko: jak kobieta po urodzeniu dziecka może godzić się i chcieć, żeby dziecko zabrano do obcej kobiety i w nieznanym kierunku. Co za zwyrodnienie!

Dla mnie to jest również niepojęte, ale...
Piszesz o zwyrodnieniu. Owszem z naszego punktu widzenia, przy dzisiejszym stanie wiedzy zarówno medycznej, psychologicznej etc. nikt przy zdrowych zmysłach i obdarzony odrobiną chociaż emapatii nie wpadłby na taki pomysł.
Jest to też kwestia ustawienia sobie "poziomicy", czyli co jest dla nas normą, a co już zwyrodnieniem.
Wtedy dziecko nie istniało dla świata, zanim nie zaczęło spełniać jakiejś przydatnej funkcji; mogło pracować, zostać wydane za mąż/ożenione z korzyściami majątkowymi czy koligacyjnymi itp.
Dziecko było brane za ułomnego człowieka, coś niedoskonałego, co musi zostać dopiero poddane obróbce, ociosane, coś co dopiero stanie się człowiekiem.
To nie były wytyczne przekazywane z pokolenia na pokolenie; "tak traktuj dzieci, oddawaj mamkom, nie okazuj zbyt wielkiej czułości", tylko rodzaj wiedzy potocznej, oczywistej jak słońce na niebie.
Tu pojawiają się pytania o instynkt macierzyński, co się z nim stało? Gdzie go zakopano przez te wieki 'mamkowania', oddawania dzieci na różnorakie pensje czy nawet zapominania o ich istnieniu? Co z matkami, które wbrew obyczajom chowały dzieci, karmiły je własną piersią, czy miały "fanaberię" okazywania dzieciom miłości? Czy w ogóle jest coś takiego jak pierwotna, wrodzona miłość matki do dzieci?
I tak pokrótce o tym jest właśnie ta książka, rozpatruje miłość macierzyńską z dwu biegunów; przy założeniu jej pierwotności i zakładając jej pochodzenie jako nabyte, kulturowe.